ladybird.
poniedziałek, października 19, 2015
spierzchnięte usta smaruję miodem według starej babcinej receptury.
dobrze, że to już jesień i wszystkie pszczoły zapadły w sen.
za to biedronki... biedronki spacerują po suchych łodygach.
swobodne i wyblakłe od wakacyjnego słońca.
10 komentarze
Szczerze mówiąc, myślałam, że już jest za zimno na biedronki... Ta też nie jest już krwistoczerwona. Pora na sen zimowy, biedroneczko...
OdpowiedzUsuńTen miód... Wprawdzie dobry, ale za dobrze smakuje! Nigdy na ustach nie wytrzymywał :). Teraz używam genialnego balsamu do ust (z miodem, a jakże!), którego nie zlizuję, a pomaga nawet lepiej :).
myślę, że to jej ostatnie spacery tego roku ;)
OdpowiedzUsuńa balsam, o którym piszesz to tisane może? bo kiedyś miałam i był naprawdę skuteczny.
Nie, Tisane nigdy nie używałam. Mówię o Nuxe :).
OdpowiedzUsuńPójdę sprawdzić czy i u mnie w ogrodzie nie zapodziała się jakaś biedronka. :)
OdpowiedzUsuńNie mogłabym... miodu. Ma za dużo kalorii, a nie powstrzymałabym się chyba przed konsumpcją ;D
OdpowiedzUsuńPszczoły to nic, dobrze że paskudne szerszenie poszły spać, brr. Dzisiaj też widziałam biedronkę, ale jakaś taka niemrawa była.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia robisz <3
OdpowiedzUsuńto fakt, ciężko się oprzeć... dlatego ja się nie opieram ;)
OdpowiedzUsuńi co, i co? podobno tej jesieni jest istny wysyp zmutowanych biedronek :)
OdpowiedzUsuńNiestety, tym razem u mnie żadnej biedronki, ale to nic. :)
OdpowiedzUsuńdziękuję za chwile, które Wam kradnę ;)